DWÓCH Piotrów, Piotr Ryba i Piotr Lewczuk, członkowie knurowskiej Solidarności, w sobotę 26 marca, w miesiąc po rozpoczętej przez Rosję agresji, udali się na Ukrainę z pomocą humanitarną. Solidarność z Knurowa użyczyła im związkowego busa. Wsparcia przy zakupie paliwa udzieliło Stowarzyszenie Wspieramy. Dary przekazali zwykli mieszkańcy Polski.
SWOJĄ podróż zaczęli od wizyty w Zgierzu. Tam zabrali drugi samochód, który załadowany do granic ładowności miał trafić do strażaków z Charkowa, miasta w którym obecnie bardzo jest potrzebny jakikolwiek sprzęt transportowy! Rosjanie niszczą je bowiem systematycznie, a strażacy mają pełne ręce roboty. Do tego załadowali do pełna dary dla mieszkańców Lwowa, do samochodu służbowego knurowskiej Solidarności.
Po dziewięciu godzinach od wyruszenia o północy z Knurowa, byli już na granicy Korczowa z dwoma autami. Tam dołączyli do ogromnej rzeszy pojazdów czekających na przejazd z pomocą humanitarną. Istna „Autostrada Życia” .
Na granicy mimo wojny i faktu, że większość tirów i aut zawiera pomoc humanitarną dla walczącej Ukrainy, przeprawa odbywa się swoim tempem. Pojazdy przyjeżdzają z całej prawie Europy. Obok knurowian stali Estończycy, Niemcy, Włosi, Słoweńcy, a nawet pracownicy Watykanu. Kolejka spora i mimo ich skutecznych prób przebicia się na jej przód, przekazanie starej Mazdy strażakom i tak przerasta polska, i ukraińską służbę celną. Na miejscu spotykają kolegów z Solidarności z Pniówka, którzy też przyjechali tu jako wolontariusze. Dopiero co w środę, byli razem w Warszawie na proteście pod ambasadą niemiecką. Sześć godzin i nasza dwójka przekracza jednak granicę.
Tam przy samych rogatkach ukraińskiego przejścia Krakowiec Młyny, zastaje przejściowy obóz dla uciekających kobiet i dzieci. W namiotach ogrzewanych kozą śpią ci, którzy maja problemy z dokumentami. Mimo, że nie mogą wyjechać do Polski, cieszą się, że uszli z życiem. Relacje uciekinierów oraz autentyczne zdjęcia wzruszają. Wojna pokazuje swoje pierwsze ofiary.
Na przejściu pojawiają się dwaj strażacy z Charkowa, Roman i Dmytro. Widok Mazdy cieszy ich. Będą tym wozić pomoc dla potrzebujących. Ich własne auta zniszczył rosyjski ostrzał miasta. Oni też pokazują Piotrom autentyczne zdjęcia z ostrzału i zniszczeń miasta. Zdjęcia zabitych znajomych. Ale i zdjęcia zabitych w potyczkach Rosjan. Wojna to piekło!
Dwu samochodowy konwój rusza do Lwowa. Większość zostawia dary po przekroczeniu granicy, ale oni mają dostarczyć je tym razem do Lwowa. Po drodze mijają posterunki kontrolne, fortyfikacje i żołnierzy ukraińskich wypatrujących sabotażystów i Rosjan. Lwów wita ich ostrzałem rakietowym z Białorusi. Rakiety Rosjan niszczą stację przeładunku paliwa. Miasto spowija dym z ogromnego pożaru, trwa alarm przeciwlotniczy. Wkrótce ma zapaść godzina policyjna. Dary jednak muszą dotrzeć.
Auto z darami dla Charkowa przejmują strażacy. Reszta trafia do prywatnego składu społeczników z Lwowa. Tam oprócz wojska działają zwykli mieszkańcy. Ukraina się broni!
Dwóch Piotrów wypełnia powiężone im zadanie, ale nie spoczywa na laurach. Jadą bowiem busem związkowym z dziewięcioma miejscami, a siedem jest teraz pustych. Piotr Lewczuk, który od początku konfliktu jest tam już trzeci raz, kieruje pojazd na dworzec kolejowy w Lwowie. Doświadczenie podpowiada mu, że można jeszcze zabrać jakieś rodziny tam czekające do Polski. Nie myli się. Pracujący tam wolontariusze czerwonego krzyża od razu przyprowadzają dwie rodziny. Tylko, że jest ich trzynastu. Trzech mężczyzn uspokaja Polaków i przypomina, że oni nie mogą opuścić ojczyzny. Ale chcą by ich żony, córki i synowie znaleźli bezpieczne miejsce. Bus przeładowany do dwunastu pasażerów rusza więc spod dworca i udaje się do Medyki. Wolontariusze maja stały podgląd sytuacji i wiedzą, gdzie jest najmniejsza kolejka, więc tam kierują ten transport.
Tym razem tylko trzy godziny na przejściu. Nikt nie pyta, dlaczego jedzie ich aż dwunastu. Dwie ukraińskie rodziny zostają bezpiecznie dowiezione do dworca kolejowego w Przemyślu i przekazane wolontariuszom którzy pokierują ich dalej. To już 24 godzina, odkąd wyruszyli z Knurowa. Czas wracać do domu, jeszcze tylko trzy godziny, 1400 kilometrów przejechanych i czas szykować następny wyjazd.
Tak wygląda jedna z wielu akcji, jakie w ostatnim czasie zorganizowali członkowie wielu komisji Solidarności w Polsce. Napaś Rosjan obudziła w nas to, co najlepsze. W końcu w akcjach pomocowych jesteśmy najlepsi. Pierwsi do walki, ale i pierwsi do pomocy. Za to dziś szanują nas Ukraińcy.
Knurowska „S” oprócz takiej akcji, organizuje w swoim budynku w Libiążu miejsce dla uchodźców. Na dziś, schronienie tam, znalazło 16 kobiet i dzieci. Przyszykowane są kolejne miejsca. W biurze związku trwa ciągłą zbiórka darów, na kopalni zorganizowali akcję oddawania przynależnego uprawnionym mleka dla potrzebujących. Członkowie biura kupują też z własnych pieniędzy osprzęt dla walczących z rosyjskim najeźdźcą Ukraińców.
Jak twierdzi Piotr Ryba, oni dziś walczą za nas. Zróbmy więc wszystko, by im się udało i by on, jak i wielu innych, nie musiało żegnać swoich rodzin, tak jak żegnali na dworcu w Lwowie ojcowie, i dorośli bracia tych dwóch rodzin, które zabrali do Polski. Oby Ukraina wygrała tę wojnę.
Solidarność nosi się w sercu, nie tylko na koszuli. Tak było i tak musi być!